Rejs dokoła Europy.

20 maja 2018 r. wypłynęliśmy ze Świnoujścia w kierunku Morza Śródziemnego. Chcieliśmy odwiedzić ważniejsze porty pływowe Europy Północnej, przepłynąć Kanał Angielski, Zatokę Biskajską i wejść przez Gibraltar na Morze Śródziemne, aby grzać się w słońcu, kąpać w ciepłej wodzie i leniwie pływać wzdłuż wybrzeża Hiszpanii oraz uroczych wyspach archipelagu Balearów. Jako port bazę wybraliśmy Walencję. Walencja ma stałe ceny przez cały rok około 20 Euro za dobę, lecz oferuje też duże zniżki za dłuższy postój. 

Trasa rejsu 

Bałtyk

Świnoujście -  Sassnitz - Gedser - Heiligenhafen - Kilonia.

Rejs po Bałtyku przebiegał spokojnie, wiatr umiarkowany zachodni do północnego. O tej porze w portach nie było kłopotu z miejscem do cumowania.       Jedynie w Gedser port był pełny, gdyż odbywały się tam regaty i musieliśmy poprosić o pozwolenia zacumowania do burty jednego z zawodników.            Chwile niepewności przeżyliśmy przepływając pod mostem łączącym z lądem wyspę Fehman. Nasz maszt nie powinien sięgać wyżej niż 18 m, ale podpływając do mostu na moment zwątpiłem czy pod nim przejdziemy, szczególnie, gdy jeden załogant zaczął krzyczeć - ZAWRACAJ.  Most ma gwarantowaną wysokość 22 m., ale złudzenie optyczne robi swoje. Mieliśmy problem z działaniem AIS oraz z butlą gazową. W Marinie Heiligenhafen udało nam się wszystko naprawić.

Heiligenhafen. Widok na port i zabudowania Mariny.

Z Heiligenhafen popłynęliśmy w kierunku  Kilonii do Holtenau, aby wczesnym rankiem ustawić się przed śluzą w oczekiwaniu na sygnał wejścia. Trochę to trwało, ale wreszcie wpłynęliśmy do śluzy i weszliśmy do Kanału Kilońskiego. Wiatr był od rufy, więc postawiliśmy foka, aby wspomagać silnik.  Pamiętając ostrzeżenia innych żeglarzy wywiesiliśmy także stożek, aby uniknąć ewentualnej kary. Dzięki pomyślnemu wiatrowi przejście kanału o długości  ok. 60 nm  trwało poniżej 10 h.      Kanał Kiloński

Morze Północne

Cuxhaven - Helgoland - IJmuinden - Haga - Dover

Około północy weszliśmy na nocleg do Cuxhaven, pierwszego naszego portu pływowego. Z Cuxhaven popłynęliśmy na Helgoland, a następnie do Amsterdamu. Niestety po drodze wkręciliśmy na śrubę grubą żyłkę i zamiast do Amsterdamu wpłynęliśmy do IJmuinden,  aby wyjąć łódkę z wody i oszacować straty. W porcie był duży mobilny dźwig, więc szybko nam poszło. Na szczęście uszczelka nie była uszkodzona i Embla wróciła szybko na wodę gotowa do dalszej żeglugi.


Embla wisząca na dźwigu. 

Z IJmuinden, aby nadrobić czas i odpocząć po ponad 200 milowej żegludze, popłynęliśmy do Hagi.                                                                                                     Tutaj część załogi zeszła na ląd. Marina jest położona w mieście i jest dość duża, tak że trzeba się sporo nachodzić.

Marina Scheveningen w Hadze, położona w samym mieście i otoczona sklepami i restauracjami.

31 maja wypłynęliśmy do Dover. Przed nami około 150 nm żeglugi, czyli około 40 h na morzu. Im bliżej Dover, tym bardziej czuć prądy morskie, które w zależności od pływu przyśpieszają lub spowalniają żeglugę.

Embla w Dover.

Do Dover weszliśmy 1 czerwca przed północą. Była okropna mgła i bardzo ciemno. Pływaliśmy po avanporcie nie mogąc znaleźć wąskiego kanału prowadzącego do mariny jachtowej. Potem okazało się, że wejście do kanału przebudowano. Niestety nawet w najnowszym Reeds'sie nie było  o tym wzmianki. Dover wspominam niezbyt dobrze, mgły i wilgoć, że nic nie chce wyschnąć.

Kanał La manche i Zatoka Biskajska

Dover - Cherbourg - Brest - La Coruna - Baiona

Z Dover wypłynęliśmy 3 czerwca do Cherbourg'a. Znów około 150 nm, ale wiatr sprzyjał i obyło się bez niespodzianek.


Dover. Za rufą zostawiamy falochrony avanportu. Po prawej słabo widoczne białe klify wybrzeża.

Jeden ze stada delfinów, które towarzyszyło nam przez prawie pół godziny.

Niezadługo po wyjściu z Dover przypłynęło do nas stado delfinów. Pływały nieopodal jachtu, a szczególnie upodobały sobie pływanie przed dziobem, tak że mogliśmy je obserwować z bliska. Cherbourg przywitał nas deszczem, jak przystało na miasto słynne z parasolek.  Z Cherbourg'a wyruszyliśmy  do Brestu. Pogoda była ładna i korzystny wiatr, więc zamiast opływać  cieszącą się złą sławą wyspę Ouessant  od zachodu, pożeglowaliśmy przejściem   wzdłuż lądu, co znacznie  skracało drogę do Brestu. W Breście załoga powiększyła się o 2 osoby, czyli płynęliśmy w osób 5. Następnym etapem  był przelot przez Zatokę Biskajską, a więc liczniejsza załoga dała możliwość wystawienia 3 wacht, 2-2-1. Było dość zimno i czasem wiało 30 kn.  Po zrefowaniu żagli Jacht płynął szybko   i bezpiecznie. Średnia prędkość na 360 nm to 6 kn. Wiało z północy, tak że czasem baksztag przechodził w fordewind. Dla bezpieczeństwa założyliśmy kontra-szoty na grocie, ale i tak "rufa" parę razy wisiała na włosku, szczególnie w nocy.    Po około 60 h żeglugi weszliśmy do La Coruny.  La Coruna jest dużym portem i ładnym miastem wartym zwiedzenia.

Embla w La Corunie.

Z La Coruny popłynęliśmy do Baiony, małego portu przy wejściu do zatoki, nieopodal Vigo. Był to dobry wybór, miasteczko urocze i z klimatem,  Wszystkim polecam. Baiona to był ostatni port na zachodnim brzegu Hiszpani. 

Baiona. Widok na port i miasto z murów zamku.

W Baionie spędziliśmy miło czas i wkrótce wyruszyliśmy do Porto. Przed nami porty Portugalii.

Portugalia ,Gibraltar, Walencja

Porto - Figueira da Foz - Lizbona - Lagos - Kadyks - Gibraltar - Ceuta - Marbella.........Walencja

17 Czerwca wypłynęliśmy z Baiony do Porto., około 100 nm żeglugi. Porto naprawdę robi wrażenie. Miasto ciągnie się wzdłuż wysokich brzegów rzeki poprzecinanej wysokimi mostami. 


Porto.

Marina w Porto znajduje się w ujściu rzeki Duero i jest oddalona od centrum miasta kilka km, ale można wziąć taksówkę, nie jest drogo,   restauracje też są tańsze niż w Hiszpanii.  Obowiązkowo trzeba odwiedzić muzeum porto (trunku), gdzie po uzyskaniu informacji o produkcji  tego trunku następuje degustacja w cenie biletu.  Z Porto wyruszyliśmy do Figueira da Foz, a następnie do Lizbony. Odległość łączna około 200 nm.   22 czerwca wieczorem weszliśmy do Lizbony. 

Ujście rzeki Tag. Widok na most on nazwie - 25 Kwietnia.  

Zaraz za mostem po lewej stronie znajduje się marina. Nie polecam, jest nieduża i panuje tam ogromny hałas ze względu na bliskość mostu.                              My zacumowaliśmy w następnym porcie też po lewej stronie. Hałas wciąż było słychać, ale dało się wytrzymać. 

Lizbona. Widok na starówkę i rzekę Tag.

Następnego dnia zwiedzaliśmy Lizbonę i czekaliśmy na nową załogę. 24 czerwca wieczorem wyruszyliśmy do Lagos, znanego portugalskiego kurortu położonego na południowym brzegu Portugalii. Przed nami około 150 nm, czyli ponad 30 h na morzu, a raczej na oceanie. 26 czerwca wpłynęliśmy do Lagos.

  
Lagos. Wejście do portu                                                                                Lagos. Widok na miasto i plażę.

Wejście do mariny znajduje się u ujścia rzeki, więc należy liczyć się z prądem rzeki i prądami pływów. Wpływamy prawą stroną  rzeki i cumujemy przed wrotami do mariny w celu rejestracji i oczekiwania na otwarcie wrót. Z Lagos przez Kadyks zostało nam  jeszcze do Gibraltaru ponad 200 nm. Do Gibraltaru weszliśmy 30 czerwca koło południa.

Gibraltar. Widok na charakterystyczną skałę Gibraltaru i w dole na porty.

Cieśninę Gibraltarską przeszliśmy przy brzegu hiszpańskim, tak jak zalecają znawcy tego akwenu. Wejść na Śródziemne  jest łatwiej niż wyjść na Atlantyk. Woda cały czas wlewa się z Atlantyku do basenu Morza Śródziemnego, a na to nakładają się  prądy pływów. Trzeba wybrać odpowiedni czas, aby wykorzystać prąd pływu i cieśninę przepływa się sprawnie i szybko.  W zatoce jest duży ruch, wiele statków stoi na kotwicy, tak że trzeba uważać. W angielskiej części miasta w portach nie było miejsc,  więc popłynęliśmy w głąb zatoki, gdzie po prawej stronie, już na ziemi hiszpańskiej, znajduje się Marina Alcaidesa .  Polecam.  Po zwiedzeniu Gibraltaru i wjechaniu kolejką na GÓRĘ  (widoki na zatokę wspaniałe), następnego dnia, to jest 1lipca,  postawiliśmy stopę na Czarnym Lądzie w Ceucie. Z Ceuty popłynęliśmy do Marbelli, Malagi i dalej wzdłuż hiszpańskiego  brzegu wkierunku Walencji. Im dalej od cieśniny pływy były coraz mniejsze, tak że nawigacyjnie zrobiło się trochę nudno. Pogoda była aż za bardzo słoneczna, a temperatura wody dochodziła do 27 st. 

Embla w Marinie Motril. Mają zaplecze techniczne, zespawano nam tutaj słupek od stołu w kokpicie.

Do Walencji dopłynęliśmy 14 lipca i zacumowaliśmy w Marinie Południowej, gdzie jacht po kilku rejsach na Ibizę i Majorkę będzie  oczekiwał na następny sezon sezon żeglarski, który zaczynamy w kwietniu 2019 r.